Jeden z moich ulubionych filmów wszechczasów, tak jak Claude Sautet jest jednym z moich ulubionych reżyserów.
Fabuła niby prosta, wręcz trywialna. Pierre, mężczyzna w średnim wieku, rozdarty między żoną i synem z jednej strony a kochanką z drugiej nie może się zdecydowaź. W końcu wybiera. Pędzi samochodem na spotkanie z kochanką. Następuje wypadek i śmierć. Niby nic, ale jak to jest zrobine i zagrane!
Romy Schneider i Michel Piccoli wielcy. Razem z Yvesem Montandem to ulubieni aktorzy Sauteta. A majaczenia umierającego Pierre'a to bodaj najbardziej przejmujaca scena jaką kiedykolwiek widziałem na filmie. Świetne zdjęcia. Muzyka też.
Wielkie kino, jakiego już nie ma.
P. S. Pytanie dla melomanów. Czy ten motyw muzyczny towarzyszący majaczeniom umierającego głównego bohatera, to jakiś znany utwór muzyki poważnej czy kompozycja napisana na potrzeby filmu?