nie jest źle lecz nie czułam w nim nic z kina francuskiego które uwielbiam, bardziej wyczuwałam w nim atmosferę jakiej można się doszukać w filmach produkcji skandynawskiej czyli w wielkim skrócie: cisza, spokój :-)
Szczerze się przyznam, że film oglądałam na raty,
Najpierw wytrwałam do 1/4 filmu i zasnęłam :) na drugi dzień zaczęłam od momentu zapadnięcia w sen.
I nawet dość dobrze się oglądało wodne tematy ze względu na panujący upał za oknem lecz jakoś bez szczególnych emocji.
Ale hmmm... no właśnie hmmm... nic we mnie nie zostało poruszone, ani się nie zaśmiałam jakoś (no może jak zaczął ratować lub wlazł goły do damskiej części) ani nie wzruszyłam, oburzyłam, rozrzewniłam czy też zamyśliłam ;-P
Jakaś pustka emocjonalna, chociaż gra aktorska była poprawna, piękne skrawki Islandzkich krajobrazów i szalona koleżanka Agaty ;-)
Tak, wiem, że to nie jest czysta Francja, a koprodukcja Francja-Islandia, spodziewałam się więcej francuszczyzny, a dostałam bardziej Islandię ;-)
No nie powiem coś jednak się stało, baaardzo się wyciszyłam, możliwe, że to uspokajająco-kojąca siła wody ;-p