Odkąd nie żyje Kieślowski i skończyła się "Czekolada" Binoche gra w filmach robionych na jedno - pseudointelektualne - kopyto. I tym razem jest tak samo - starsza kobieta, młodszy mężczyzna, media społecznościowe, kozetka u psycho i te de. Film jest arcybanalny do kwadratu. Cokolwiek się dzieje, dzieje się papierowo.
Fajne jest to, że ile osób, tyle opinii. Bo dla mnie ten film nie jest banalny, i choć prosty w przekazie, wstrząsa emocjami. Wiek bohaterów w moim odczuciu nie jest najistotniejszy (chociaż jest to parokrotnie uwypuklone), to jedynie półśrodek, i tak naprawdę najłatwiejsze narzędzie, po które można było sięgnąć (czasem to zarzut, czasami nie, już samemu należy ocenić), ażeby poruszyć multum innych problemów współczesnego człowieka, który aż nazbyt często nie akceptuje siebie, przez co później przybiera maski, wciela się w kogoś, kim nigdy nie był i nie będzie, kreuje siebie od nowa, odczuwa pustkę czy samotność. A to tylko zalążek tego, co zostało poruszone.