PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=674777}
6,3 2 799
ocen
6,3 10 1 2799
5,8 11
ocen krytyków
Camille Claudel, 1915
powrót do forum filmu Camille Claudel, 1915

Camille Claudel była jednym z najbardziej zachwycających stworzeń, jakie kiedykolwiek pojawiły się
wśród rodzaju ludzkiego. Jako młodziutka dziewczyna postanowiła zostać rzeźbiarką i trafiła pod
skrzydła Augusta Rodina. Była tak utalentowana, iż mistrz nie mógł znieść myśli o tym, że zostanie
przez nią artystycznie zdominowany. Dziś Jej prace są wystawiane obok jego prac w Muzeum
Rodina w Paryżu. Teoretycznie na równych prawach. Teoretycznie, ponieważ muzeum tak
naprawdę powinno nosić też Jej imię. Była postacią wybitną i na swoje nieszczęście nazbyt
wrażliwą. Uwiedziona przez Rodina i wkrótce porzucona, zapadła na głęboką depresję.
Ubezwłasnowolniona przez rodzinę, 30 ostatnich lat życia spędziła w szpitalu
psychiatrycznym...

Obraz Brunona Dumonta "Camille Claudel, 1915" poraża i magnetyzuje. Jego centralna postać,
zagrana brawurowo przez pierwszą damę kina francuskiego, Juliette Binoche, pada ofiarą zmowy
patriarchalnego świata własnej rodziny (brata, matki, siostry), dla której stanowi wyłącznie
obciążenie.

Surowe kadry, pełne wizualnego piękna, przeplatają się z emocjami, od których wszystko się w
widzu rozpada. Jedyną muzyką, jaka dobiega z ekranu, jest cisza przerywana szuraniem krzeseł i
butów, kuchennymi odgłosami, bełkotem wariatów, podmuchami mistrala i dławionym szlochem
rozpaczy. Pod pewnymi względami to obraz podobny do "Milczenia" Bergmana. To trochę Bergman
z romańsko-prowansalskim nalotem, ale na wskroś oryginalny. Użyte przeze mnie słowo "obraz" ma
tu podwójne znaczenie. To dzieło przypomina studium malarskie, uchwycony moment życia.

Binoche gra tu, śmiem twierdzić, swoją życiową rolę. Jest tak głęboko ludzka, tak prawdziwa, że widz
cierpi wraz z nią. Jej dramat potęguje całkowita, wyprana z jakiegokolwiek współczucia, obojętność
rodziny. Brat, znany dramaturg Paul Claudel (Jean-Luc Vincent), jawi się jako prawdziwy buchalter w
najgorszym ze znaczeń tego słowa. Tym gorzej dla niego, że powołuje się na bezpośrednie kontakty
z Panem Bogiem. O wiele bardziej ludzki wydaje się lekarz, który Ją bada (Robert Leroy), choć
zapomina to okazać pacjentce. Jedynymi istotami, które potrafią okazać trochę współczucia
nieszczęsnej Camille, są współtowarzyszki jej losu - siostry zakonne i pensjonariuszki, które, nota
bene, odgrywają tu osoby autentycznie chore psychicznie.

Oprócz pytań o człowieczeństwo najbliższej rodziny, kolejnym pytaniem, które natrętnie powraca,
jest pytanie o możliwość ucieczki z tego potwornego więzienia. Camille uciec nie ma zwyczajnie
dokąd. Świat, który ją otacza jest nie tylko opresyjny i nieprzyjazny do granic. Jest więzieniem dla
ciała i duszy. Jednym wielkim ograniczeniem ludzkiej wolności. Widz czuje się nie tylko poruszony
losem tej nadwrażliwej kobiety, ale dominuje w nim poczucie bezsilności. Nieuchronnie nasuwa się
pytanie, co ja w takiej sytuacji bym zrobił/zrobiła. I na to pytanie nie ma dobrej odpowiedzi. Jedyną
odpowiedzią jest cisza...

ocenił(a) film na 8
bookszpan

"Jego centralna postać, zagrana brawurowo przez pierwszą damę kina francuskiego, Juliette Binoche, pada ofiarą zmowy patriarchalnego świata własnej rodziny (brata, matki, siostry), dla której stanowi wyłącznie obciążenie".

Wszystko się zgadza, ale gdzie w filmie dostrzegasz ten "patriarchalny świat"?

"Brat, znany dramaturg Paul Claudel (Jean-Luc Vincent), jawi się jako prawdziwy buchalter w najgorszym ze znaczeń tego słowa. Tym gorzej dla niego, że powołuje się na bezpośrednie kontakty z Panem Bogiem”.

Brat Camille to nie mniej tragiczna postać w tym dziele. Nie byłbym taki radykalny w jego ocenie. To jego łapczywe chwytanie Pana Boga za nogi bardziej jeszcze przypomina odruchy tonącego człowieka, który próbuje utrzymać się na powierzchni, niż świadome pójście wybraną drogą. Nie ma tam pychy, poczucia wyższości wynikającego z poznania prawdy, jest raczej rozpaczliwe poszukiwanie ukojenia dla skołatanej duszy. Trudno powiedzieć, że dotknął Boga, skoro nie jest w stanie dotknąć nawet bliskiego człowieka ("Gdybym mówił językami ludzi i aniołów, a miłości bym nie miał…"), ale i tutaj nie można być zbyt surowym - odwiedzał swoją siostrę do końca jej życia. Jeśli faktycznie spotkał Boga, był to Bóg na miarę jego artystycznej duszy, która może jawić się w tym filmie wręcz jako przekleństwo, wyrok skazujący na duchową banicję i życie czystą ideą. Być może kluczem do zrozumienia tej postaci jest smutna tajemnica (ciężki grzech), którą skrywa, a która ma też związek z Camille.

ocenił(a) film na 4
judge_holden

Moje trzecie spotkanie z Dumontem, żadne nie przyniosło pełnej satysfakcji z seansu, za to przyznaję każde skłoniło do przemyśleń własnych na temat wiary. Czy taka ,,łaska" chroni/wzmacnia człowieka czy wręcz odwrotnie.
Dla mnie ten film, chyba paradoksalnie, jest bardziej filmem o Paulu Cloudelu , jego pragnieniu połączenia się z boskością, jakąkolwiek, a z drugiej strony o niezdolności do takiego połączenia co samo w sobie jest już dość tragiczne. Zastosowanie słowa <tragiczne> nie bez szczypty ironii.
Nawet jeśli przez znakomitą część filmu kamera krąży wokół siostry Camille i otoczenia w którym przebywa. Wyosobnię w tym miejscu mój sprzeciw wobec użycia określenia, iż to ,,brawurowo zagrane" przez Binoche, chyba że rozciągliwość przymiotnika <brawurowy> jest mi nie do końca znana.
Oto, aktorka snuje się wśród pensjonariuszy i personelu zakładu dla chorych umysłowo, co przez autora/kę wątku zostaje opatrzone stwierdzeniem, że to ...Surowe kadry, pełne wizualnego piękna... ???
Nie ma zbyt wielu kwestii do wypowiedzenia, co znacząco rozbraja potencjał aktorskich umiejętności, w kinie dźwiękowym, złość oznajmiana krzykiem(sic!), inne emocje to głownie zaciśnięte, w przysłowiową gumkę od majtek, usta. I może Dumont tak widział tę postać, to dopraszam się umiaru, w używaniu określenia ,,brawurowo".
Jako kino, to dokonanie Dumonta, wedle moich kryteriów broni się słabo, ja widz nie podążam za żadną z postaci, nie dostrzegam zachodzących przemian w filmowanych osobach. Materia wizualna takoż samo ascetyczna.
Jakąś wartość przedstawia fakt, iż Dumont nie ocenia i nie sugeruje. Ogranicza się do opisu stanu emocjonalno/intelektualnego Paula D. może nawet grupy mu podobnie czującej/myślącej w tamtych latach. Zapewne wyraża też tęsknotę za: religią dobroci międzyludzkiej, jeżeli mogę tak to, lapidarnie określić.
Good night, and good luck, esforty.
4/10

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones